Islandia - Góry Kerlingarfjoll.

Islandia - Góry Kerlingarfjoll.

Pomysł odwiedzenia Islandii rodził się w naszych myślach od kilku lat. Zawsze jednak było jakoś nie po drodze. W zeszłym roku nastąpił przełom. Z lodowego lądu wróciła nasza znajoma, my zaś po obejrzeniu kilkunastu zdjęć jej autorstwa wiedzieliśmy, że w kolejnym sezonie będziemy tenże ląd odkrywać.

Islandia ma w sobie wiele z tego co kochamy - bezkresne, dzikie, piękne przestrzenie, niezwykłe krajobrazy, pustkę, nostalgię, aurę tajemniczości, widoki powabne i szorstkie, ptaki nasze ukochane, pierwotną roślinność która walczy na wielu frontach z deszczem, wichurą, temperaturą, śniegiem, wodą. Latem roślinność wygrywa. Widoki - marzenie. Chyba po raz pierwszy w życiu widząc niektóre krajobrazy śmiałem się ze szczęścia. Chwilę potem stresowałem się przed kolejną przeprawą przez rzekę.

Ma ten kraj też wiele z tego, co nas odstręcza - brak tradycji kulinarnej, co skutkuje smakową miernotą. Do tego wszędobylska bylejakość wystroju wnętrz. Coś co nie razi w Azji południowowschodniej, gdzie eksplozja smaków, bujna roślinność i egzotyka zagłusza brak gustu, na Islandii doskwiera w dwójnasób . Brakuje też wątku historycznego, bo choć miejsce pierwszego parlamentu, czy ślady Wikingów było nam dane oglądać, to poza nimi tradycja i historia jakoś nas omijały. Pewnie nie tylko nas.

Te 10 dni, 2900 przejechanych kilometrów, szutrowe i kamieniste drogi, brodzenie w rzekach, piesze wędrówki, niewiele snu, załatana (cudem) opona, marne jedzenie, sztuczne kwiatki w plastikowych wazonikach i pokoiki z piętrowymi łóżkami za 100 Euro dały nam w kość. Za to pogoda ... ta rozpieściła nas ponad miarę. Nasza koleżanka opowiadająca o poziomych deszczach i huraganach najzwyczajniej minęła się z prawdą :-). My tych "atrakcji" nie doświadczyliśmy. Pozytywne wspomnienia z wizyty na tej odległej wyspie pozostaną na długo i głęboko w naszej pamięci.

Dziś krótka impresja z jednego z wielu miejsc, które wzbudziły nasz zachwyt. Jedziemy z północy na południe górską drogą F35, zwaną Kjolur. To bodaj pierwsza droga wytyczona przez intrerior  z pólnocy na południe. Po drodze jest sporo atrakcji, ale dziś skupiamy się na jednej.

Tu dygresja. Drogi na Islandii oznaczone literą F, to te które wiodą przez interior i nie znają słowa "asfalt", części z nich obcy jest też wyraz "most" na rzece. Wjazd mają na nie tylko pojazdy z napędem na 4 koła. Spotkaliśmy solidne pojazdy, które w rzekach utknęły, więc nie jest to chybiona sugestia. Zimą są zamknięte, ze względu na warunki pogodowe. Otwierane są pod koniec maja, w czerwcu, niekiedy w lipcu. Zamykane są jesienią. Jedzie się czasem nieźle, a czasem jak po grudzie. Od czasu do czasu usłyszy się kamień uderzający w podwozie, albo w boczne drzwi. Czasem wpadnie się w dziurę, słysząc huk, ale po jakimś czasie człowiek przywyknie.

Skręcamy w F 347 kierując się do gór Kerlingarfjoll. 



Chleb orkiszowo - kasztanowy na zakwasie.

Chleb orkiszowo - kasztanowy na zakwasie.

W sierpniowej Piekarni Amber zaproponowała chleb z przepisu Piotra Kucharskiego. Żeby go wykonać, trzeba mieć zakwas pszenny, który łatwo jest zrobić na bazie żytniego (informacja poniżej na końcu przepisu). Po powrocie z Islandii postanowiłam podjąć kolejne ryzyko zrobienia zakwasu żytniego (choć przyznam, że jestem skutecznie do tego zniechęcona). Nie powiem, że chodzi "jak burza", ale mam nadzieję że się w końcu rozkręci. 

Chleb orkiszowo - kasztanowy na zakwasie


Składniki:
400 g aktywnego zakwasu pszennego*
450 g wody
670 g mąki orkiszowej typ 850 lub niższy
70 g mąki kasztanowej (można zastąpić żołędziową)
15 g soli

Sposób przygotowania:

Wszystkie składniki połączyć i wyrabiać najlepiej w robocie na niskich obrotach przez 5 minut. Następnie 2 minuty na szybszych. Jeśli wyrabiamy ręcznie to około 10 minut delikatnie podsypując sobie mąka blat. Przełożyć do miski do wyrastania i przykryć folią spożywczą. Po około 1,5 godzinie złożyć ciasto tzn. wilgotną ręką wyciągnąć każdy z boków ku górze na tyle żeby nie rozerwać ciasta i złożyć do środka. Czynność tą powtórzyć jeszcze raz po około 40 minutach. Następnie gdy ciasto ponownie wyrośnie czyli po około 2 godzinach. Podzielić na dwie części i przełożyć do dwóch nasmarowanych podłużnych foremek (około 22 cm). Włożyć do reklamówki i wstawić na noc (około 10-12 godzin) do lodówki. Rano wyjąć chleb z lodówki. Rozgrzać piekarnik do 240 C. Naciąć bochenki i wstawić do rozgrzanego piekarnika. Na spód piekarnika wlać 100 ml zimnej wody i szybko zamknąć piekarnik. Piec około 45 minut. Po upieczeniu wyjąć z foremek i odstawić na kratkę do pieczenia żeby odparował.

*Jeśli nie mamy zakwasu pszennego a mamy np. żytni. Wystarczy łyżkę żytniego wymieszać z 200 g mąki pszennej lub innej np. orkiszowej i 200 ml wody. Czynność tą należy wykonać około 8-10 godzin przed mieszaniem ciasta. Wtedy zakwas będzie odpowiednio aktywny.

Moje uwagi:
- chleb piekłam w jednej foremce o wymiarach 31,5 cm x 13 cm, w związku z tym czas pieczenia wydłużyłam o 10 minut,
- mój chleb niewiele wyrósł w lodówce, chyba nieumiejętnie go nacięłam, bo pękł mi w czasie pieczenia a po nacięciu prawie nie było śladu,
- upieczony bochenek ma dość zwarty miąższ, choć dziurki się zrobiły, zatem mógłby być lepszy ;),
- mąka kasztanowa nadaje wypiekowi ciemny kolor.

Sierpniowi Piekarze :
Akacjowy Blog
Apetyt na smaka
Kuchennymi drzwiami
Kuchnia Gucia
nie-ład mAlutki
Ogrody Babilonu
Weekendy w domu i ogrodzie
W poszukiwaniu slowlife